We use cookies on this site to enhance your user experience. Do You agree?

"Marcowe listy"

Wycieczkowicze leli gołymi rękami, policja pałami, wtedy polała się krew – opowiadał ktoś w prywatnym liście opisując 8 marca 1968 r. na Uniwersytecie Warszawskim.

Dantejskie sceny, bili pięściami po twarzy, pałami masakrowali dziewczęta. Bili kogo popadło, bezbronnych, niewinnych ludzi na ulicy. Dziewczyny uciekały przez prywatne mieszkania, ludzie chowali, bronili. Mówię Ci »krwawa niedziela«. Mnóstwo ludzi pobili, pozabierali legitymacje i indeksy. Dziewczyny mdlały, piekło, jakaś babka z prawa podobno zmarła… Studenci zbiegli na stopnie kościoła św. Krzyża i krzyczeli pachoły, gestapo, mordercy, łapanka. Milicja na schody do kościoła, tłuką i piorą na lewo i prawo, po głowach, żebrach, plecach, gdzie popadło. Dużo pracowników naukowych tajniacy pobili, naszych asystentów, podobno dziekana filologii Wieczorkiewicza też. […] To straszne, że aż trudno uwierzyć, makabra, dostać w biały dzień pięścią w twarz albo pałą od takiego łajdaka. Wieczorem demonstracja studentów, do których przyłączyli się ludzie poszła pod „Życie Warszawy” – krzyczeli »opublikujcie o bandytach«. Dziś w „Życiu Warszawy” artykuł – chuligańskie wybryki!!!! […] Nie piszę więcej i tak nie wiem, czy ten list dojdzie.

Czy ten list dotarł do adresata – nie wiemy. Po sfotografowaniu mógł na powrót trafić do skrzynki pocztowej. Mógł też zostać skonfiskowany. Z masy korespondencji wyłowili go funkcjonariusze Wydziału „W” Komendy Stołecznej Milicji Obywatelskiej, którzy razem z kolegami w całym kraju przeglądali rocznie 5-6 milionów listów i przesyłek. „Stołeczni” tylko 9 marca między 14.00 a 17.30 odnaleźli 124 dokumenty zawierające relacje z przebiegu wydarzeń na Uniwersytecie Warszawskim. Autorami 110 listów byli studenci, z których 33 – jak przypuszczano – wzięło bezpośredni udział w proteście. Wśród 5630 listów przeczytanych 10 marca 396 zawierało informacje, komentarze bądź ulotki związane z wydarzeniami. Plonem pracy cenzorów były sprawozdania z nagłówkiem „Tajne spec. znaczenia” – zawierające fragmenty korespondencji. Proceder rodem z Orwella można dziś potraktować jako gigantyczne badanie opinii publicznej.

Satyrzą Żydów

Historia Marca ma wiele początków. Jednym z nich był koniec „Dziadów” – zawieszenie przedstawienia w reżyserii Kazimierza Dejmka w „Teatrze Narodowym” w Warszawie. 29 lutego na znak protestu zebrał w trybie nadzwyczajnym warszawski oddział Związku Literatów Polskich. Na ogół z tego zabrania pamięta się słynną frazę Stefana Ksielweskiego o „dyktaturze ciemniaków”. Nie mniej ostro wypowiedzieli się także: Antoni Słonimski, Paweł Jasienica, Leszek Kołakowski, Mieczysław Jastrun. W tajnym głosowaniu zebrani opowiedzieli się za rezolucją autorstwa Andrzeja Kijowskiego, wyrażającą mocny sprzeciw wobec polityki kulturalnej władz.

Byłem obecny na tym słynnym posiedzeniu literackim – pisał jeden z autorów przechwyconych przez Wydział „W” listów. Pierwszy raz w Polsce powojennej na jawnym zebraniu widziałem tajne głosowanie, w którym rząd został potępiony tak wielką przewagą głosów. Wyobrażam sobie, jak by to wyglądało, gdyby u nas doszło do jakiegoś referendum, jak np. we Francji. Marny widok. Partia chyba nigdy dobrowolnie czegoś takiego nie zaryzykuje.

W początkach marca 1968 r. na Uniwersytecie Warszawskim wrzało. Na murach i tablicach pojawiały się coraz to nowe ulotki: o zakazie „Dziadów” i represjach wobec studentów protestujących po ostatnim spektaklu. Krążył też następujący antysemicki wierszyk:

„Wieszcz narodu zszedł na Dziady,
Czy już o tym wiecie?
Gdy go Michnik i Szlajfery
Okrzykują w świecie

Rzekł tak mądrze ktoś niedawno
O piątej kolumnie,
A Polacy w Żydów ślepią,
Bo jak zwykle – durnie.

Dalej bracie, karabele
Każdy w dłonie chwyta.
Żyda za pejs i za morze
Rada znakomita.

Im ta Polska, w którą plują,
Daje nadal łaski.
Ty studenckie piwko ciągniesz,
Czekasz na oklaski”.

Mając prawdopodobnie na myśli ten wierszyk jeden ze studentów w liście z 5 marca pisał:

Studenci wykazują aktywność. Roznoszą różne memoriały, listy, protesty. Bibuły namnożyło się tyle, że człowiek traci orientację co do charakteru publikacji. Kolportuje się odezwy i kontrodezwy, odpowiedzi i odpowiedzi na odpowiedź, w prozie i wierszem rymowanym. Satyrzą „Dziadów” i Żydów. Bibuła krąży z rączki do rączki jak gazeta polska w okresie okupacji. Od czasu do czasu wiesza się jakiś antysemicki wierszyk na ścianie, ale znika on niebawem i ustępuje miejsca odezwie potępiającej działalność antyżydowską. Studenci podpisują odezwy wołające o wolność kultury i takie, które twierdzą, że taka wolność istnieje.

Środowisko studenckie było podzielone. Aktywiści Związku Młodzieży Socjalistycznej zrywali „wrogie” ulotki. Jeden z nich donosił: Zaczęły się ukazywać ulotki. Razem z innymi ludźmi byłem zdecydowanym wrogiem wszelkich akcji. Zrywaliśmy ich ulotki i niszczyliśmy je. Czy wieszali również te antysemickie – autor listu nie pisze.

Dzień Kobiet

3 marca gruchnęła wiadomość o relegowaniu Adama Michnika i Henryka Szlajfera ze studiów. Grupa „komandosów” postanowiła zorganizować wiec protestacyjny. Podobno jeszcze w tym tygodniu odbędzie się wiec na dziedzińcu UW. Piszę podobno, bo datę, godzinę i miejsce wiecu zna wąskie grono organizatorów. W ogóle to nie wiadomo jak iść, z kim i na kim się oprzeć.

Wiec przed gmachem Biblioteki UW rozpoczął się punktualnie o 12.00 8 marca. Irena Lasota, studentka filozofii, przeczytała projekt rezolucji wyrażającej sprzeciw wobec deptania Konstytucji PRL, usunięcia z uczelni Adama Michnika i Henryka Szlajfera, zakazu wystawiania „Dziadów”.

Nagle na Krakowskim został wstrzymany ruch i na Uniwerek wjechało 7 autokarów z napisem »Wycieczka«. A w autokarach „wycieczkowicze” w szarych paletkach i kapelusikach. Rzucili się na demonstrantów, którzy usiedli na śniegu i zaczęli bić. Bili pięściami po twarzy i to nie tylko studentów, pracowników naukowych też. Nie myślcie sobie, że święto Kobiet przeszkodziło im bić dziewczęta. Jednocześnie zaczęli zgarniać prowodyrów do „suki” i zabierać legitymacje i indeksy. Kilka dziewcząt zemdlało. Jedne wynieśli koledzy, drugie wywozili prywatnymi autami do szpitala. Potem wszystko przeniosło się pod rektorat i zaczęło się. Wycieczkowicze zgarniali wszystkich, kto im się nawinął pod rękę. Studenci krzyczeli, żeby pokazał się rektor. Pojawił się prorektor i zaczął nawoływać do rozejścia się. Wycieczkowicze zaczęli bić studentki. Chłopcy rzucili się na pomoc. Zaczęli rzucać w wycieczkowiczów pieniędzmi – „za nadgodziny”, „na dziwki”, „na delegacje” itd. Wtedy do akcji weszli mundurowi. Wycieczkowicze leli gołymi rękami, policja pałami, wtedy polała się krew.

„Wycieczkowiczów” od studentów różniło bez mała wszystko, nie tylko uniformy – jesionki w jodełkę, czy wysoki poziom agresji, potęgowany schowanymi w rękawach pałkami. Generacyjnie należeli do pokolenia ZMP, lekko podtatusiali, skrzyknięci zostali przez partię w różnych zakładach i instytucjach Warszawy na hasło „trzeba uspokoić gówniarzy”. Niektórzy posługiwali się – jak zauważali świadkowie – kodem ograniczonym, który na campusie uniwersyteckim nie mógł się stać podstawą porozumienia. Ich sposób myślenia ilustruje jeden z listów:

Rozrabiają studenci podjudzani przez prowodyrów. Są to synowie i córki rodziców bogatych bądź na dobrze płatnych stanowiskach. Wśród nich są studenci pochodzenia żydowskiego, którzy robią z siebie »bohaterów«. Szkoda, że ten nasz naród da się tak bałamucić. […] Do tej pory cackano się i tłumaczono tym rozrabiakom, żeby się wzięli za naukę, ale to nie poskutkowało, ale jeszcze bardziej rozwydrzyło synalków opływających w dobrobycie. Trzeba więc było uciec się do innych argumentów, bo nie ma innego wyjścia”. Pierwszy, który przekonał się o sile tych argumentów, był Wiesław Władyka, student historii, którego przewrócił i uderzył jeden z pasażerów autokaru z napisem „wycieczka”.

Na czas wysłania delegacji studentów do prorektora bicie ustało. „Wycieczkowicze” zaczęli wracać do swoich autokarów, gdy około 14.30 na polecenie komendanta stołecznego MO płk. Henryka Słabczyka przez bramę główną od Strony Krakowskiego Przedmieścia zaczęły wkraczać umundurowane oddziały milicji w hełmach, okularach ochronnych i z długimi pałkami. Jeden z uczestników studenckiego wiecu zapamiętał przede wszystkim ich bicie:

Wczoraj mogłem osobiście przekonać się o niezwykłej wprost operatywności oddziałów MO w strojach frontowych, tudzież wspaniale prezentujących się pachołków z ORMO, którzy w robociarskich waciakach zjechali na teren UW, aby osobiście uczcić odbywający się tam wiec antyreżimowy. Usłyszane okrzyki: »Konstytucja, Konstytucja«, »Gdzie jesteście bracia robotnicy«, »Nie ma nauki bez wolności, nie ma chleba bez wolności«, »Gestapo« /po akcji MO i ORMO/.

Następnego dnia artykuł w „Życiu Warszawy”. List do naczelnego gazety również przechwyciła SB:

Byłem naocznym świadkiem wypadków na terenie UW i mogę stwierdzić, że informacja o powyższym, zamieszczona w „Życiu Warszawy”, jest daleka od całej prawdy i chyba świadomie wypaczona. Mówiąc Waszym stylem: komu taka informacja służy? Zapewne skostniałemu kierownictwu naszego państwa i zwolennikom »zamordyzmu«. Można oczywiście długo utrzymać się przy władzy przy pomocy bojówkarzy ormowskich, »chłopców z Golędzinowa«, posłusznej prasy, radia, sądownictwa i niemego sejmu. Ale jednocześnie można utracić resztki zaufania społeczeństwa. Żyjemy nadzieją, że świeże, ożywcze wiatry południowo-zachodnie i do nas dotrą.

Śpimy w mundurach

Brutalne pogwałcenie praworządności na Uniwersytecie, kłamliwa kampania w prasie stały się katalizatorami narodzin protestu, którego szybkość rozprzestrzeniania się świadczyć może również o nagromadzonym buntowniczym potencjale polskiej młodzieży. Do demonstracji, czy tylko akcji ulotkowej doszło praktycznie we wszystkich miastach akademickich, a także takich jak np. Tarnów, Legnica, Bielsko-Biała, Radom, gdzie szkół wyższych nie było. Błyskawicznie ruszyła akcja ulotkowa. Już trzy-cztery dni po 8 marca SB zaczęła wyłapywać pierwsze ulotki skierowane do robotników:

Władze wyrzucają naszych kolegów z uczelni. Milicjanci biją nas pałkami. Nie oszczędzają kobiet. Biją profesorów. Warszawiacy wiecie o tym, bo sami to widzicie. Prasa kłamie! Chcemy się uczyć i pracować dla kraju, ale bez wolności nie ma nauki, nie ma chleba. Robotnik i student płacą za mięso tyle samo. Mamy ten sam kraj, tę samą Polskę. Dla niej się uczymy, dla niej chcemy pracować. Robotnicy Warszawy! Zwracamy się do Was, nie dajcie bić Waszych dzieci, nie dajcie bić studentów.

…a także do żołnierzy:

W dniu 8 marca 1968 r. w Dniu Święta Kobiet Milicja biła pałkami po głowie kobiety studentki na Uniwersytecie. Prosimy, aby Wojsko Polskie stanęło w obronie Kobiet Polek. Kobiety Warszawy.

Tego typu wezwania mogły trafić do żołnierzy z poboru. Jeden z nich opisywał swój udział w wydarzeniach 8 marca:

W Dzień Kobiet byliśmy we czterech na przepustce i widzieliśmy jak nasza szanowna milicja biła pałkami studentki w dniu ich święta. […] Wtedy na przepustce nie mogąc wytrzymać pobiliśmy czterech milicjantów. Nie wiedziałem, że oni są tacy słabi. Nasze pasy i ręce okazały się szybsze niż pałki.

Listy żołnierzy stanowią jeden z wielu dowodów na to, że marcowy protest nie ograniczył się do społeczności akademickiej, lecz miał charakter pokoleniowy. Pokazują także jak mało brakowało, by nabrał charakteru ogólnonarodowej rewolty. „Przepustki wstrzymali całkowicie – pisał podchorąży z jednostki w podwarszawskim Zegrzu – bo w Warszawie dzieją się straszne rzeczy, dosłownie jak powstanie. Na razie nie używana jest broń, ale lada moment dojdzie do walki zbrojnej. Nie chcą dopuścić do tego, aby tam znaleźli się podchorążowie i żołnierze służby zasadniczej. Warszawa zaczyna zmieniać powoli swój wygląd w pobojowisko. […] Studenci zaczęli mówić o pogwałceniu wolności i w ogóle, że nasza obecna przyjaźń z ZSRR na dobre nie wychodzi Polsce. Domagają się zmiany rządu, wyrzucenia sługusów Związku Radzieckiego i stworzenia państwa socjalistycznego w pełni samodzielnego jak Rumunia. Chcą po prostu Polski naszej i dla nas”.

Wojsko zostało postawione w stan gotowości bojowej. Jeden z żołnierzy w liście z 18 marca pisał: „Powiedziano nam, że spokój będzie dopiero wtedy, kiedy nastąpią zmiany w partii i rządzie. […] Od tygodnia nie zdejmuję z nóg butów, ani munduru z siebie, nawet w nocy śpi się w mundurach, w butach, z ładownicami przy boku pełnymi amunicji i pistoletami przy łóżku. Panuje stan taki, jakiego w wojsku nie było od wielu lat”.

Koniec z Żydostwem!

Ogólnopolski wybuchu jak wiadomo nie nastąpił. W marcu i kwietniu 1968 r. doszło do robotniczych strajków. Podczas żadnego z nich nie pojawiły się jednak postulaty o charakterze politycznym. Wszystkie dotyczyły bieżących problemów ekonomicznych. Czynnikiem, którego znaczenie trudno przecenić dla zachowania porządku społecznego w Marcu 68 był autorytaryzm i jego psychospołeczne korelaty – lęk i konformizm dużej części klasy robotniczej. System komunistyczny zachował stabilność i zdolność do społecznej mobilizacji, ponieważ przede wszystkim miał społeczną legitymację w sferze wartości narodowych. Władzy udało się narzucić społeczeństwu definicję protestu jako syjonistycznego spisku. Pokazują to listy przejęte przez SB.

Nie byłam i nie chcę być antysemitką, ale wprost rzuca się to w oczy, że ci, którzy sieją ten ferment, to dobrze sytuowani Żydzi, którzy chcą grać w państwie czołową rolę. Na naszym wydziale to się wprost rzuca w oczy.

Było mi bardzo żal tej młodzieży, że się dała wciągnąć w żydowską robotę. Dzięki Panu Bogu, że opanowano wszystko w porę i normalnie nasz fundament ojczyzny już się uczy.

Żydzi z mojego zakładu podnieśli lament niebywały. Kiedyś twierdzili, że antysemityzm i antsyjonizm to jedno, nie wytrzymałem i powiedziałem – każdy Żyd jest potencjalnym syjonistą – nie wiedzieli co powiedzieć i umilkli. Teraz za to jak przychodzę do zakładu jest cicho. Lamentować wychodzą do bufetu. Chciałbym bardzo wiedzieć, czym to się wszystko skończy. Gomułka prawdopodobnie zajmie miejsce Ochaba, bo ten sam się zwracał, by go z tego stanowiska zwolniono, ale nie wiadomo, kto będzie I Sekretarzem Partii. Plotka wysuwa trzech potencjalnych kandydatów: Gierka, Moczara, Strzeleckiego. Dla mnie to nie istotne kto z nich, ale który podejmie odważnie decyzję rozwalenia 5 kolumny żydowskiej. Takiego jestem gotów poprzeć w każdej chwili.

W kraju ruszyła antysemicka czystka, która choć zorganizowana przez partię, miała swoje społeczne poparcie. Jeden z autorów listów, pracujący w Ministerstwie Kultury i Sztuki, wręcz chełpił się, że przyłożył do niej rękę. Ofiarą był Stanisław Neumark, dyrektor generalny w tym ministerstwie, którego wina polegała na tym – pisał o tym w swoich dziennikach Mieczysław F. Rakowski – że korzystał z resortowego ośrodka wypoczynkowego.

1 kwietnia został na zebraniu partyjnym u nas w Ministerstwie wylany z partii. Zebranie trwało od 16-tej do 1-ej w nocy. Sądzono go bezlitośnie, wywlekano wszystkie jego draństwa i znęcanie się nad ludźmi. Jego samego nie było na zebraniu, bo /dyplomatycznie/ zachorował, wraz z nim wylano trzech Żydów dyr. Departamentu w naszym Ministerstwie […]. Neumark na tydzień przed wylaniem ustawicznie do mnie dzwonił /był wówczas na przymusowym urlopie od czasu aresztowania jego syna syjonisty/ prosząc o pomoc. Mówił, że sobie życie odbierze, jeśli ktoś go nie obroni na zebraniu partyjnym. Oczywiście, gdy przyszło do głosowania na zebraniu głosowałem z satysfakcją za wylaniem. Skończyły się dla niego zaszczyty, władza, samochody, apartamenty w Radziejowicach dla żony, dzieci i dwóch psów – żywionych na koszt państwa. […] Dadzą mu za jakiś czas pracę, ale referenta za 2000 zł. Koniec z Żydostwem! Wzięto się za nich skutecznie, wylewają na pysk wszędzie. Kto Żyd nie ma co szukać obecnie w Polsce – pisał pracownik Ministerstwa Kultury.

Antysemicki Kulturkapf przedstawił rodzący się bunt pokoleniowy jako problem w gruncie rzeczy rasowy. Młodzieżowa rewolta wykorzystana została do stworzenia nowego wizerunku władzy: lepszej, bo wolnej od Żydów. Niektórzy powiedzieliby: polityczny majstersztyk.

Byłem obecny na tym słynnym posiedzeniu literackim. Pierwszy raz w Polsce powojennej na jawnym zebraniu widziałem tajne głosowanie, w którym rząd został potępiony tak wielką przewagą głosów. Wyobrażam sobie, jak by to wyglądało, gdyby u nas doszło do jakiegoś referendum, jak np. we Francji. Marny widok. Partia chyba nigdy dobrowolnie czegoś takiego nie zaryzykuje.

Student do Szczecina. List z 5 III:

Studenci wykazują aktywność. Roznoszą różne memoriały, listy, protesty. Bibuły namnożyło się tyle, że człowiek traci orientację co do charakteru publikacji. Kolportuje się odezwy i kontrodezwy, odpowiedzi i odpowiedzi na odpowiedź, w prozie i wierszem rymowanym. Satyrzą „Dziadów”i Żydów. Bibuła krąży z rączki do rączki jak gazeta polska w okresie okupacji. Od czasu do czasu wiesza się jakiś antysemicki wierszyk na ścianie, ale znika on niebawem i ustępuje miejsca odezwie potępiającej działalność antyżydowską. Studenci podpisują odezwy wołające o wolność kultury i takie, które twierdzą, że taka wolność istnieje. […] Podobno jeszcze w tym tygodniu odbędzie się wiec na dziedzińcu UW. Piszę podobno, bo datę, godzinę i miejsce wiecu zna wąskie grono organizatorów. W ogóle to nie wiadomo jak iść, z kim i na kim się oprzeć.

9 marca od godz. 17.30 do godz. 21.00 Biuro „W’ przy Komendzie Stołecznej MO wyłowiło 183 dokumenty związane z demonstracjami dzień wcześniej.

Wczoraj mogłem osobiście przekonać się o niezwykłej wprost operatywności oddziałów MO w strojach frontowych, tudzież wspaniale prezentujących się pachołków z ORMO, którzy w robociarskich waciakach zjechali na teren UW, aby osobiście uczcić odbywający się tam wiec antyreżimowy. Usłyszane okrzyki: „Konstytucja, Konstytucja”, „Gdzie jesteście bracia robotnicy”, „Nie ma nauki bez wolności, nie ma chleba bez wolności”, „Gestapo” /po akcji MO i ORMO/. Głupie artykuły w prasie i masakra niczego nie załatwiają, a przeciwnie stają się motorem do dalszych wystąpień i świadczą o iście proletariackiej inteligencji Wysoko Postawionych Osób podejmujących środki zapobiegawcze. Jeżeli chcesz być świadkiem drugiego października, przyjeżdżaj do Warszawy.

Dantejskie sceny, bili pięściami po twarzy, pałami masakrowali dziewczęta. Bili kogo popadło, bezbronnych, niewinnych ludzi na ulicy. Dziewczyny uciekały przez prywatne mieszkania, ludzie chowali, bronili. Mówię Ci „krwawa niedziela”. Mnóstwo ludzi pobili, pozabierali legitymacje i indeksy. Dziewczyny mdlały, piekło, jakaś babka z prawa podobno zmarła… Studenci zbiegli na stopnie kościoła św. Krzyża i krzyczeli pachoły, gestapo, mordercy, łapanka. Milicja na schody do kościoła, tłuką i piorą na lewo i prawo, po głowach, żebrach, plecach, gdzie popadło. Dużo pracowników naukowych tajniacy pobili, naszych asystentów, podobno dziekana filologii Wieczorkiewicza też. […] To straszne, że aż trudno uwierzyć, makabra, dostać w biały dzień pięścią w twarz albo pałą od takiego łajdaka…Wieczorem demonstracja studentów, do których przyłączyli się ludzie poszła pod „Życie Warszawy” – krzyczeli „opublikujcie o bandytach”. Dziś w „Życiu Warszawy” artykuł – chuligańskie wybryki!!!! […] Nie piszę więcej i tak nie wiem, czy ten list dojdzie.

„Kolaborant”

Jakaś banda studentów /chołota [pisownia zgodna z oryginałem] nie studenci/ napisała na bramie uniwerku – „Cała Polska czeka na swego Dubczeka”. Co za chołota. Na zebraniu wykrzykiwali „Wolność, Wolność, Konstytucja”, zupełnie tak jakby im się w Polsce nie podobało. Dobrze, że tą chołotę zamknęli, dziś więzienne karetki kursowały tam i z powrotem. Mam nadzieję, że winnych ukarzą i będzie spokój.

Nagle na Krakowskim został wstrzymany ruch i na Uniwerek wjechało 7 autokarów z napisem „Wycieczka”. A w autokarach „wycieczkowicze” w szarych paletkach i kapelusikach. Rzucili się na demonstrantów, którzy usiedli na śniegu i zaczęli bić. Bili pięściami po twarzy i to nie tylko studentów, pracowników naukowych też. Nie myślcie sobie, że święto Kobiet przeszkodziło im bić dziewczęta. Jednocześnie zaczęli zgarniać prowodyrów do „suki” i zabierać legitymacje i indeksy. Kilka dziewcząt zemdlało. Jedne wynieśli koledzy, drugie wywozili prywatnymi autami do szpitala. Potem wszystko przeniosło się pod rektorat i zaczęło się. Wycieczkowicze zgarniali wszystkich, kto im się nawinął pod rękę. Studenci krzyczeli, żeby pokazał się rektor. Pojawił się prorektor i zaczął nawoływać do rozejścia się. Wycieczkowicze zaczęli bić studentki. Chłopcy rzucili się na pomoc. Zaczęli rzucać w wycieczkowiczów pieniędzmi – „za nadgodziny”, „na dziwki”, „na delegacje” itd. Wtedy do akcji weszli mundurowi. Wycieczkowicze leli gołymi rękami, policja pałami, wtedy polała się krew.

Zaczęły się ukazywać ulotki. Razem z innymi ludźmi byłem zdecydowanym wrogiem wszelkich akcji. Zrywaliśmy ich ulotki i niszczyliśmy je. […] Na dzień 8 III grupa tych paniczyków przygotowała wiec. Wszyscy ich przeciwnicy, oczywiście ja również, sądziliśmy, że wiec spali na panewce, że tych paniczyków będzie około 100-tki, trochę gapiów, że pokrzyczą sobie trochę i rozejdą się. [opis wiecu usunięty przez cenzora] Nie wiem, co będzie dalej, ale nie zgadzam się z tymi paniczykami, bowiem ich aspiracje należy odrzucać i tępić. Nie zgadzam się jednak z metodami milicji […] Zrobią z nas męczenników. Wszystko przycichnie. W nic się nie mieszam

W dniu 10 III do 19.00 Wydział „W” Komendy Stołecznej MO opracował 5630 dokumentów. 396 listów zawierało informacje związane z demonstracjami studentów.

Założę się, że ¾ było z ciekawości, a nie z przekonania. Mnóstwo nie bardzo wiedziało o co chodzi. Byli też tacy, którzy poszli dla draki. Ale nie o to chodzi. […] Gdy już ludzie zaczęli się rozchodzić wkroczyła milicja i tajniacy i urządzili formalną rzeź. Bili apsolutnie na oślep [pisownia zgodna z oryginałem], nie musiał nikt nic robić. Bili dziewczyny, jakieś podobno wybili oko. Dziewczynę z mojego pokoju tak zbili, że kolega zawiózł ją do lekarza. Kilka osób zabrało pogotowie;. Bili niewinnych ludzi, którzy nawinęli im się pod ręce. To było na terenie Uniwersytetu, nie zakłócało spokoju publicznego, nie było wybrykiem chuligańskim, jak dziś pisze „Życie Warszawy”. […] Słuchałeś wczoraj Wolnej Europy? Wiesz, nawet mówili prawdę. Nie wiem tylko, czy ci robotnicy byli przebranymi milicjantami. Jak mówiło Monachium.

Cieszę się, że widziałem to zgromadzenie na UW. […] Cieszę się, że mogę krytycznie ocenić legendy jakie już krążą o tych zajściach nie mówiąc już o tych, które wymyśla redaktor Trościanko z Wolnej Europy. To nie był masowy odruch młodzieży. Ot, kilkudziesięciu krzykaczy. W gazetach nazywają ich bananową młodzieżą. Ja bym ich nazwał czy też porównał do owych „hippies” zachodnioeuropejskich i amerykańskich wśród których oprócz długich włosów i brudnej odzieży panuje moda na bunt przeciwko czemuś. Nie zbudują tacy komunizmu ani czegoś pożytecznego.

Rozrabiają studenci podjudzani przez prowodyrów. Są to synowie i córki rodziców bogatych bądź na dobrze płatnych stanowiskach. Wśród nich są studenci pochodzenia żydowskiego, którzy robią z siebie „bohaterów”. Szkoda, że ten nasz naród da się tak bałamucić. […] Do tej pory cackano się i tłumaczono tym rozrabiakom, żeby się wzięli za naukę, ale to nie poskutkowało, ale jeszcze bardziej rozwydrzyło synalków opływających w dobrobycie. Trzeba więc było uciec się do innych argumentów, bo nie ma innego wyjścia.

List czytelnika „Życia Warszawy” do redaktora naczelnego tej gazety Henryka Korotyńskiego:

Byłem naocznym świadkiem wypadków na terenie UW i mogę stwierdzić, że informacja o powyższym, zamieszczona w „Życiu Warszawy”, jest daleka od całej prawdy i chyba świadomie wypaczona. Mówiąc Waszym stylem: komu taka informacja służy? Zapewne skostniałemu kierownictwu naszego państwa i zwolennikom „zamordyzmu”. Można oczywiście długo utrzymać się przy władzy przy pomocy bojówkarzy ormowskich, „chłopców z Golędzinowa”, posłusznej prasy, radia, sądownictwa i niemego sejmu. Ale jednocześnie można utracić resztki zaufania społeczeństwa. Żyjemy nadzieją, że świeże, ożywcze wiatry południowo-zachodnie i do nas dotrą […].

Ulotki

Przechwycona ulotka 11 marca:

Władze wyrzucają naszych kolegów z uczelni. Milicjanci biją nas pałkami. Nie oszczędzają kobiet. Biją profesorów. Warszawiacy wiecie o tym, bo sami to widzicie. Prasa kłamie! Chcemy się uczyć i pracować dla kraju, ale bez wolności nie ma nauki, nie ma chleba. Robotnik i student płacą za mięso tyle samo. Mamy ten sam kraj, tę samą Polskę. Dla niej się uczymy, dla niej chcemy pracować. Robotnicy Warszawy! Zwracamy się do Was, nie dajcie bić Waszych dzieci, nie dajcie bić studentów.

Do Fabryki Kabli im. Mariana Buczka w Ożarowie nie doszła ulotka:

Bracia Robotnicy! Nie wierzymy, że to Wy potępiacie nas Polaków – Studentów. Chcemy komunizmu polskiego!
Ojcowie razem z nami! Precz z prowokacjami podgryzającymi nierozerwalny sojusz i obustronną więź studentów z robotnikami. Nie wierzcie kłamstwom. Studenci są zawsze razem z robotnikami.

Przygotowano również ulotkę skierowaną do żołnierzy:

W dniu 8 marca 1968 r. w Dniu Święta Kobiet Milicja biła pałkami po głowie kobiety studentki na Uniwersytecie. Prosimy, aby Wojsko Polskie stanęło w obronie Kobiet Polek. Kobiety Warszawy.

Zabawa

Jest nas dużo, bo oprócz głównych inicjatorów – studentów Uniwersytetu i Politechniki w „imprezie” tej po naszej stronie biorą udział studenci z SGPIS, AWF, WAT, WST, a po stronie następnej milicja w kaskach, uzbrojona w pałki, granaty z gazem łzawiącym i armatki wodne oraz ORMO-wcy, UB-wcy i różni inni tajniacy. Jest wesoło i zapowiada się na jeszcze lepszą zabawę, gdyż my nie mamy zamiaru tym razem ustąpić.

Dostaje UW, ASP, PW, SGGW, SGPIS, AWF – wszyscy. I wszyscy jesteśmy chuliganami. I są to „małe grupki” liczące po cztery sześć tysięcy osób. Są to osoby z rozbitą śledzioną, z połamanymi rękami, potłuczonymi głowami. Szczególnie dostały dziewczęta w tym „W Dniu Kobiet”. […] Tak się traci ideały, tak giną idee.

Z Warszawy:

Podobno już w Krakowie też się zaczyna. W całym akademiku nikt nic nie robi tylko Wolnej Europy słucha i dyskusje odchodzą. […]

Żołnierze. Dzięki listom SB zdobyła informacje o uzbrajaniu się w kije przez młodzież licealną i próbie wydostania broni z muzeum Wojska Polskiego w Warszawie:

W Dzień Kobiet byliśmy w czterech na przepustce i widzieliśmy jak nasza szanowna milicja biła pałkami studentki w dniu ich święta. […] Wtedy na przepustce nie mogąc wytrzymać pobiliśmy czterech milicjantów. Nie wiedziałem, że oni są tacy słabi. Nasze pasy i ręce okazały się szybsze niż pałki.

W sobotę dowódca garnizonu warszawskiego wydał rozkaz wstrzymania wszystkich przepustek dla całego garnizonu. „Powód oczywisty – jak nam powiedział dowódca plutonu – władza boi się, aby wojsko nie stanęło po stronie studentów! […] my wszyscy umundurowani mieszkańcy Bemowa, chętnie poszlibyśmy /ba, czekamy na to!/ pomagać studentom.

Podchorąży z jednostki łączności w Zegrzu:

Przepustki wstrzymali całkowicie, bo w Warszawie dzieją się straszne rzeczy, dosłownie jak powstanie. Na razie nie używana jest broń, ale lada moment dojdzie do walki zbrojnej. Nie chcą dopuścić do tego, aby tam znaleźli się podchorążowie i żołnierze służby zasadniczej. Warszawa zaczyna zmieniać po woli swój wygląd w pobojowisko. […] Studenci zaczęli mówić o pogwałceniu wolności i w ogóle, że nasza obecna przyjaźń z ZSRR na dobre nie wychodzi Polsce. Domagają się zmiany rządu, wyrzucenia sługusów Związku Radzieckiego i stworzenia państwa socjalistycznego w pełni samodzielnego jak Rumunia. Chcą po prostu Polski naszej i dla nas.

List pisany 18 marca:

Śpimy w mundurach. Nie chcę cię straszyć, ale sprawa jest beznadziejna. Słuchaj Wolnej Europy to dowiesz się dokładnie jak się przedstawiają sprawy. Całe wojsko postawione jest na nogi. Dowództwo daje nam do zrozumienia, że bez walki nie obejdzie się. Przewroty spowodowane przez studentów to tylko haczyk do zmiany ustroju. Gdy działy się te zajścia mówili nam zupełnie co innego, teraz natomiast dopiero otwierają się nam sami oczy i ujawniają całą prawdę. Powiedziano nam, że spokój będzie dopiero wtedy kiedy nastąpią zmiany w partii i rządzie. […] Od tygodnia nie zdejmuję z nóg butów, ani munduru z siebie, nawet w nocy śpi się w mundurach, w butach, z ładownicami przy boku pełnymi amunicji i pistoletami przy łóżku. Panuje stan taki jakiego w wojsku nie było od wielu lat.

Po przemówieniu Gomułki 19 III:

To są rozgrywki wewnątrz partii. Grupa Gomułki jest najsilniejsza i chce wykorzystać okazję, aby pozbyć się niewygodnych „syjonistów” i „stalinowców”. Każdemu można taki przydomek przypisać kto nie zgadza się z partią. Wszyscy spodziewali się, że sytuacja rozładuje przemówienie Gomułki. Gomułka nie podał spraw interesujących studentów. Chciałem zaznaczyć, że Politechnika zagroziła strajkiem okupacyjnym, jeżeli Gomułka nie przedstawi tych zajść we właściwym świetle do 20 III br. Przemówienie to wcale nie rozładowało napięcia i jutro tj. w środę na Politechnice jest wiec, na którym zapadnie decyzja o strajku.

Przemówienie Wiesia rozczarowało nawet jego zwolenników – było bowiem na bardzo niskim poziomie. Czego innego wszyscy oczekiwali. To nie tak mąż stanu o prerogatywach jakich w naszej historii żaden król czy prezydent nie posiadali. […] Sądzę, że nie będzie spokoju w kraju, jeśli nie dojdzie do władzy Gierek i ci, którzy wyrzucą Żydów ze stanowisk kształtujących naszą rzeczywistość. Podobno ma być w najbliższym czasie reorganizacja rządu i kierownictwa partii.

O co walczymy?

UW walczy o wypuszczenie aresztowanych kolegów, prawa do ogłoszenia prawdy o wszystkim, zdementowania wypowiedzi prasy i radia, chce żeby ujawnić śmierć kolegów, którzy polegli w piątek.

Antysemityzm

Studentka: Nie byłam i nie chce być antysemitką, ale wprost rzuca się to w oczy, że ci, którzy sieją ten ferment to dobrze sytuowani Żydzi, którzy chcą grać w państwie czołową rolę. Na naszym wydziale to się wprost rzuca w oczy.

Było mi bardzo żal tej młodzieży, że się dała wciągnąć w żydowską robotę. Dzięki Panu Bogu, że opanowano wszystko w porę i normalnie nasz fundament ojczyzny już się uczy”. […] Bardzo mądrze powiedział Wiesław Gomułka [powinno być Władysław], że rodzice powinni wiedzieć co robi ich dziecko i z kim się zadaje.

Antysemityzm i pobicie Kisiela

Bandytyzm nabiera charakteru całkiem dosłownego, bo trzy dni temu nasłane trzy zbiry pobiły dotkliwie w bramie domu, gdzie mieszka Stomma, Kisiela, który szedł go odwiedzić i niebacznie zapowiedział to przez swój telefon. Nie wspomnę już szerzej o straszliwej i publicznej „oficjalnej kampanii antysemickiej – mamy neohitleryzm u siebie w całej krasie, a za granicą mówią o tym wszystkim w stanie szoku, ratują nasze bardzo opaskudzone imię studenci.

Żydzi z mojego zakładu podnieśli lament niebywały. Kiedyś twierdzili, że antysemityzm i antsyjonizm to jedno, nie wytrzymałem i powiedziałem – każdy Żyd jest potencjalnym syjonistom – nie wiedzieli co powiedzieć i umilkli. Teraz za to jak przychodzę do zakładu jest cicho. Lamentować wychodzą do bufetu. Chciałbym bardzo wiedzieć czym to się wszystko skończy. Gomułka prawdopodobnie zajmie miejsce Ochaba, bo ten sam się zwracał, by go z tego stanowiska zwolniono, ale nie wiadomo kto będzie I Sekretarzem Partii. Plotka wysuwa trzech potencjalnych kandydatów: Gierka, Moczara, Strzeleckiego. Dla mnie to nie istotne kto z nich, ale który podejmie odważnie decyzję rozwalenia 5 kolumny żydowskiej. Takiego jestem gotów poprzeć w każdej chwili.

U nas w PWN-ie straszna nagonka na Żydów. I Sekretarz Partii był Żydem i sam zrezygnował ze stanowiska nie czekając aż go wyrzucą.

Studenci moim zdaniem zrobili również i trochę dobrej roboty. Brak krytyki jest w zasadzie zjawiskiem przysłaniającym zło. Załóżmy, że maximum 5% narodu stanowią Żydzi, to ja /i inni/ stawiam pytanie, dlaczego jest ich u steru władzy skromnie biorąc 60%. A jakie wynikają z tego niepokojące zjawiska? Wiadomo, że nie ma Żyda, który w głębi ducha nie popierałby ekspansji Izraela. Może on oficjalnie dla własnego interesu paplać co innego, ale de facto poprzez sabotowanie na odcinku swojej pracy sprzyja Izraelowi, a kraj nasz pogrąża. Ponadto sytuacja ta rodziła bezprawie: żydkowie zarabiali minimum po 218 tys. zł rocznie, a dopuszczalne jest prawnie 96 tys. rocznie. Brak odpowiedzialności, anarchia swojego rodzaju. Nic dziwnego, że z powodu tej grabieży pieniędzy musiano wprowadzić podwyżki cen.

Autor opisał usunięcie Stanisława Neumarka dyrektora generalnego w Ministerstwie Kultury i Sztuki (Eisler s. 549):

1 kwietnia został na zebraniu partyjnym u nas w Ministerstwie wylany z partii. Zebranie trwało od 16-tej do 1-ej w nocy. Sądzono go bezlitośnie, wywlekano wszystkie jego draństwa i znęcanie się nad ludźmi. Jego samego nie było na zebraniu, bo /dyplomatycznie/ zachorował, wraz z nim wylano trzech Żydów dyr. Departamentu w naszym Ministerstwie […]. Neumark na tydzień przed wylaniem ustawicznie do mnie dzwonił /był wówczas na przymusowym urlopie od czasu aresztowania jego syna syjonisty/ prosząc o pomoc. Mówił, że sobie życie odbierze, jeśli ktoś go nie obroni na zebraniu partyjnym. Oczywiście, gdy przyszło do głosowania na zebraniu głosowałem z satysfakcją za wylaniem. Skończyły się dla niego zaszczyty, władza, samochody, apartamenty w Radziejowicach dla żony, dzieci i dwóch psów – żywionych na koszt państwa. […] Dadzą mu za jakiś czas pracę, ale referenta za 2000 zł. Koniec z Żydostwem! Wzięto się za nich skutecznie, wylewają na pysk wszędzie. Kto Żyd nie ma co szukać obecnie w Polsce.

U nas jest taki nastrój, że trudno pracować. Dzieją się rzeczy, o których nam się nie śniło w snach makabrycznych. Po co rozpętano ten straszny antysemityzm, komu i do czego to było potrzebne. Zresztą trudno mi o tym pisać. Mnie się dotąd wydawało, że pewien typ ludzi mógłby nawet w takiej sytuacji znaleźć wspólny język – nic podobnego. Skłócono wszystkich przeciw wszystkim szczęściem w moim otoczeniu nie dali się zwariować – zajmują właściwe stanowisko.

Codziennie prasa donosi o zwolnieniach ludzi żydowskiego pochodzenia w rządzie, partii i w wojsku. U nas też robi się czystkę tzn. zwalnia się Żydów. Jak daleko ten proces zajdzie i jakie będą rezultaty tego nie wiadomo. W każdym razie jest to coś na miarę października […]. Na razie jeszcze kluczowe stanowiska są obsadzone przez Żydów, ale dni ich są policzone.

Plotki

W ogóle dzieją się cuda. Gomułka zwiał z Warszawy, władza została przekazana w ręce gen. Moczara, Witkowskiego (chodziło o Witaszewskiego) i Strzeleckiego. Mówię ci druga Grecja, rządzi junta wojskowa!

Działania studentów:

Dziś delegacje studentów udały się do zakładów pracy, fabryk, żeby spotkać się z robotnikami i przekonać, że nasze wystąpienia nie są typu „dla draki” i że tylko w interpretacji prasy jesteśmy „rozparzeńcami, bananową młodzieżą”. Niestety, nawet nie wpuszczono naszej delegacji, podobnie, jak do redakcji warszawskiej prasy. […] Na szczęście Warszawa istotnie jest z nami, pomimo agitacji antystudenckiej i prób skłócenia nas z robotnikami.

Brałem w tym wszystkim bardzo aktywny udział oczywiście po stronie studentów. To jeszcze nie koniec walki. Właśnie wczoraj to znaczy 21 marca na Politechnice o godz. 15.00 był wiec, w którym brałem udział, a po wiecu zaczął się strajk okupacyjny. Organizacja Młodych Demokratów „Wolność”, do której należę dała z siebie wszystko. To właśnie my zorganizowaliśmy punkty opatrunkowe dla studentów. To my w połeczeniu z niektórymi robotnikami wpłacamy dość pokaźne sumy dla studnetów. Warszawskie zakłady pracy, prawdziwi robotnicy są z nami. To my organizujemy cały zawiły system łączności pomiędzy wyższymi szkołami w Warszawie. To my ostrzegamy studentów przed milicją i tajniakami. Wiem, że jestem tylko małym pionkiem w tej grze, ale satysfakcja jest duża.

W zakładach pracy też wre. Te wszystkie rezolucje uchwalane przez zakłady pracy to agitacja partyjniaków. Chcą w ten sposób skłócić robotników i studentów.

Studenci do Kisiela:

Szanowny Panie. Po wysłuchaniu ponurego przemówienia Gomułki jasne, że mają uraz na Pana tle, bo Pan celnie bije. Z szacunkiem i sympatią grupa studentów z Poznania.

Dlaczego nie podawane są rezolucje studentów? To co mówią robotnicy, trąbią gazety, aktyw robotniczy na masówkach to tylko wielka szopka. Zbierają się na masówkach niechętnie, dostają wymalowane hasła i stoją z twarzami bez wyrazu, przecież widać, że oni nie są tego zdania. Oglądałem kilka sprawozdań filmowych z masówek pokazywanych w telewizji. W zakładzie, w którym pracuje ponad 3000 osób odbywa się wielki wiec robotników, na którym zebrało się 300 osób, gdzie reszta – co robią ci faceci w futrzanych czapach wmieszani w ten tłum 300 ludzi – też robotnicy? Słychać huczne brawa a nie widać klaszczących dłoni – owszem są brawa ale z premiery w Teatrze Wielkim. Kiedy ostatnio czytałem gazety to chciało mi się płakać z bezsilności, to było wstrętne.

Pesymizm studentów:

Moim zdaniem ta akcja w tej chwili nie ma już żadnego sensu, bo szanse wygrania zdecydowanie już straciliśmy. Nasze władze poszły już za daleko, na pewno już się ze swojej pozycji nie wycofają. Nam zaś pozostanie tylko wrócić do normalnych zajęć i modlić się, żeby skończyły się represje wywierane na studentach.

Puenta?

Byłem naocznym świadkiem wszystkich wydarzeń u nas na uczelni. Jedno jest pewne, że studenci nasi wygrali swoją walkę, bo chodziło im przede wszystkim o zapoznanie społeczeństwa ze swoimi postulatami, a to osiągnęli. […] Przeciągnęli na swoją stronę robotników, którzy w najważniejszym momencie bardzo i skutecznie pomogli. […] Politechnika była wspaniale zorganizowana, ich komitet strajkowy działa bez zarzutu, mądrze i czujnie oraz konkretnie. Ilość 12 tys. ludzi to już jest siła, z którą się trzeba liczyć. Najważniejsze, że nie byli osamotnieni, bo potem całe społeczeństwo im pomagało.

 

Autor tekstu: prof. Marcin Zaremba